Sam film nie jest zły pod względem artystycznym, gry aktorów, treści i pomysłu, choć reżyseria niezbyt wciąga.
Zirytowała mnie jednak zbyt "dowolna" interpretacja historii tego Romasanta. W filmie został przedstawiony jako "postawny, wysoki mężczyzna" (tak zresztą mówił o nim prokurator Bastida), podczas gdy w rzeczywistości ten wykolejeniec był karłem o wzroście 149 cm. No, ale jak bohater opowieści o romantycznej miłości może być karłem? Więc zrobiono z niego przystojnego, wrażliwego i inteligentnego poetę. Za którym latają wszystkie laski w Galicji.
Był to przebiegły, brudny łajdak, który nauczył się gdzieś jedynie pisać i czytać, ale żadnym intelektualistą nie był, a już na pewno nie był ckliwym kochankiem. Jak można z psychopatycznego mordercy zrobić postać niemal skrzywdzoną przez społeczeństwo i niedobór miłości? Coś takiego mogło się zrodzić tylko w chorym umyśle reżysera i scenarzysty.